Noszę moher i jestem z tego dumna, czyli o czapkach "prawdziwych" właśnie...
Ostatnio
za oknem Zima króluje sobie w najlepsze, a i "Pan Mróz" ją częściej
odwiedza. Mamy więc okazję zaobserwować, szeroki wachlarz zabezpieczeń
przed skutkami ich burzliwej przyjaźni chociażby przyglądając się
przechodniom na ulicy. Jedni wzorują się na Eskimosach, dla drugich
natomiast temperatura na minusie to powód do opalania sobie nerek na
zimowym słoneczku lub odmrożenia niektórych cześć ciała.
Jako
zwierzątko od urodzenia ciepłolubne nie potrafię zrozumieć osób, które
według swoich subiektywnych kryteriów mają "gorącą krew" i pewne części
zimowej garderoby uważają za zbędne ( cóż nietolerancyjna jędza ze mnie).
Dla przykładu- wczoraj wybraliśmy się ze znajomymi na dłuższą wycieczkę w
celach powiedzmy naukowo-rekreacyjnych. Spotkała nas polska
rzeczywistość w postaci: "zima znów zaskoczyła drogowców". Tym razem nie
można było odśnieżyć chodników przy głównej drodze, więc brnęliśmy do
celu przez zaspy. Kiedy tak pokonywaliśmy przeszkody natury, usłyszałam
narzekanie koleżanki, że jest jej zimno i, że jej wieje. Zatrzymałam się
zdziwiona, bo z "zimnem" od dawna się nie lubimy, a tego dnia jakoś nie
miało ochoty mi dokuczać. Przyglądam się koleżance- ciepła kurtka-
jest, rękawiczki- cieplejsze od moich, szaliczek też jakoś się
przyplątał, a na głowie kaptur. I tu pies pogrzebany, bo kaptur nałożony
tak sobie, a pod nim czapeczki brak...
Nie wyobrażam sobie
przeżycia zimy, bez odpowiednio dobranej czapki, więc poszukiwania
takowej rozpoczęłam początkiem listopada, zanim pierwszy śnieżek
przyprószył okolice za oknem. Towarzyszyły mi uwagi typu "po co
marnujesz czas", "do zimy jeszcze daleko", "będziesz się martwić jak
zrobi się zimno". Ja natomiast wiedziałam swoje, a mianowicie to, że
dobór odpowiedniej czapki wcale nie jest łatwy.
1. wybór
odpowiedniego koloru- najlepiej założyć pewną gamę kolorów pasujących
nam do czego tam chcemy (kurteczki, płaszczyka itp., itd.). Nastawianie
się na jeden kolor sensu większego nie ma, bo albo możemy go nie znaleźć
w ogóle, albo będzie w fasonie całkowicie dla nas nieodpowiednim (nikt
z nas nie chce wyglądać śmiesznie, prawda).
2. fason- jedyna
metoda to chodzić i mierzyć. I tu zaczynają się schody (nie tylko
dlatego, że każdy, a w szczególności każda z nas chciałaby w zimowym
nakryciu głowy wyglądać co najmniej korzystnie)...
a) czapka zimowa (przynajmniej w moim mniemaniu) powinna zakrywać uszy! Gdyby interesowało
mnie ich odmrożenie, albo wizyta u laryngologa z zapaleniem ucha
środkowego, to bym tej części ekwipunku zimowego nie szukała.
b)
widoczność- bardzo ważna sprawa, zwłaszcza na przejściu dla pieszych (lepiej zauważyć jadący samochód, niż wyjść mu prosto przed maskę, a wszyscy wiemy, że w
zimie się ciężko hamuje). Nie wiem, czy to zmowa producentów, czy ich
krótkowzroczność, ale większość tych ślicznych czapeczek, które miałam
okazję próbować- zarówno w markowych sklepach, jak i na targowych
stoiskach, albo zjeżdżała mi z uszu, albo na nos. ...może mam jakąś
wyjątkowo niewymiarową głowę... W każdym razie czapka na nosie ogranicza
widoczność. Owszem tak popularne czapki smerfowe na niektórych świetnie
wyglądają, ale trzeba ja ubrać w ten sposób, że jeśli zasłaniają uszyto
tylko w stopniu minimalnym.
c) serwetki i siateczki są dla
ozdoby(te pierwsze głównie mebli). Jakkolwiek zgadzam się z opinią, że
nakrycie głowy może służyć w niektórych przypadkach tylko i wyłącznie do
ozdoby, wiatr we włosach przyjemny jest późną wiosnę i latem,
ewentualnie złota jesienią. Wszelkie czapki i kaszkiety z większymi lub
mniejszymi przewiewami w zimie ciepła raczej nie otrzymają -been there, done that.
d)
cena- kwestia wysoce indywidualna- ja zastosowałam się do
przelicznika- lepiej wydać więcej na zabezpieczenie przed skutkami
"Pani Zimy" i "Dziadka Mroza" niż później zasilać konta producentów
leków, aptek i lekarzy, co w rezultacie może to być dla nas o wiele
bardziej kosztowne.
e) materiał- na końcu wyliczanki- mało
istotny dopóki nasze nakrycie głowy jest ciepłe i wygodne. Wełna, czy
polar- kwestia gustu.
Kierując się powyższymi kryteriami zostałam
właścicielką brązowego kaszkietu, ozdobionego -
wyjątkowo-nieobciachowym kwiatkiem. Uszy zakrywa idealnie, pozwalana na
noszenie fryzury innej niż włosy rozpuszczone i zapewnia odpowiednią
widoczność na drodze. Jestem z niego dumna (potrzeby ściągnięcia z głowy
za rogiem nie odczuwam). Materiał wykonania- moher.
- tekst napisany: 21 luty 2009, poprzedni blog
- edycja: 18 luty 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz